sobota, 5 maja 2012

było to w maju...

przez cały majowy weekend chyba nie było większego lenia niż ja. co najgorsze, mój dluugi weekend skończy się dopiero za tydzień, więc mam jeszcze dużo czasu na nie robienie nic.

za to, spędziłam parę uroczych chwil na dalekiej wsi. spotkałam tak różne stworzonka, ale najbardziej urzekł mnie ten osobnik:


dziadek zawsze mi mówił, że tam gdzie są chrabąszcze tam jest czyste powietrze. na jakiś czas zniknęły, ale widzę wielki powrót fruwających, łaskoczących stworzonek.

do uroczych chwil muszę dopisać też moment przed burzą, a raczej kilkoma grzmotami, bo burza była nieudana.
na chwilę powietrze stanęło, unosił się zapach pachnących jabłoni, grusz, śliw; a później mocny podmuch i wszystkie płatki zawirowały w powietrzu - to było coś.

...
 


nadszedł sezon konwaliowo-bzowy. już w pokoju mam dwa bukiety, które wieczorową porą roztaczają taki zapach, że aż w głowie się kręci.

powiem szczerze. od wczoraj mam chęć wytaskania maszyny z szafy. ale po 1 to nie wiem, która działa. bo łucznik się obraził, jedna nie ma paska. no nie wiem.w każdym razie moje chęci nic nie wskórały. ale może dziś...

jak widać moja twórczość zamarła. trzeba się zmobilizować.
ściskam słonecznie, znów ze wsi, ale już nie tak dalekiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz