mam nieco zaległości, chyba to mało powiedziane.
czekałam do momentu aż mój laptop ożyje całkowicie żeby pozgrywać zdjęcia.
takim więc sposobem przedstawię "krótką" prezentację tego co mnie spotkało w Krakowie.
a zaczęło się od wizyty na wykładzie w Instytucie Konfucjusza na temat chińskiej herbaty, wraz z degustacją z przecudownych czarek.
każdy mój pobyt w Krakowie ma jakiś chiński smaczek. a to wszystko dzięki M.
mój wyjazd nie mógł by się odbyć bez wizyty w zaułku niewiernego tomasza na kawie w camelocie, zawsze tam wpadam, choć na chwilkę.
to był przedświąteczny weekend więc był jarmark - oczywiście przechodzony wzdłuż i wszerz.
po takich atrakcjach trzeba było uzupełnić poziom cukru we krwi na brackiej, gdzie padał śnieg dla urozmaicenia.
no taki szyld zaprasza żeby wejść dalej, a tam...
raj słodkości. nie wiadomo na co się zdecydować. jak będziecie w Krakowie to warto odwiedzić.
no i tu rozwikła się tajemnica poprzedniego posta. tadam!
oto moja nowa pieczątka. zrobiona na jarmarku wielkanocnym, od ręki bez żadnego szablonu.
a wszystko magicznymi rekami dolnoślązaka (spotkanego w małopolsce)
wizyta bez odwiedzenia kazimierza byłaby stracona.
więc shalom z szerokiej.
i na koniec całej opowieści, może mało chronologicznej - klimat kazimierza, lekko wrocławskiego bo to mleczarnia odmiana krakowska.
to na tyle krakowskich wojaży.
jak na razie chowam się w domu,
bo pada,
a nawet zaryzykuję i powiem, że
leje!
ściskam
dzięki, Jęczmienna. następnym razem musimy zaliczyć jakiegoś chińczyka, najlepiej na karmelickiej!
OdpowiedzUsuń