jak wiecie, we wtorek wróciłam z gór, a dokładniej z Białego Dunajca, leżącego kilka kilometrów od Zakopanego. co roku organizowany jest tam adaptacyjny obóz duszpasterstw akademickich Opola i Wrocławia. więc do małej wioski zjeżdża się prawie 1000 studentów, którzy rano wychodzą w góry, wracają wieczorami. jest wspaniale.
byłam tam już 3 raz. a 2 raz jako turystyczna - czyli osoba, która zabiera grupki osób na tatrzańskie szlaki. jest tam bardzo, bardzo, bardzo miło. można się tam odstresować. podchodząc na szczyt zapomina się o wszystkim, bo skupiamy się nad tym, żeby nam język nie odpadł ale jak już staniemy na samej górze, zmęczenie nie ma znaczenia.
bywa tak, że często po pobycie w górach schodzimy do Zakopanego, np. do Piano (polecam grzane wino;) oczywiście multum oscypków, scypków, bryndz... jeszcze w lodówce mam kilka wiązek...
ale dość tego, czas na kilka zdjęć:
i na ostatnim zdjęciu, moje ulubione miejsce, czyli dolina pięciu stawów i szarlotka... ale od tego roku już bez bitej śmietany.
trudno jest opowiedzieć całą atmosferę tego wydarzenia, spotkania z góralami w kanjpie, nocne smażenie oscypków, mielonkę na trasach.
cudownie!
w następnym poście pokażę Wam co udało mi się kupić, oczywiście pod Gubałówką.
miłego weekendu życzę.
p.s. powiem Wam, że piszę do Was, jako świeżo upieczona pani licencjat socjologii ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz