środa, 20 lipca 2011

więc zaniosła się wariackim śmiechem

żeby nikt nie wiedział co jest grane.
w ostatni weekend chciałam usiąść przy maszynie, odstresować się od tego kurzu co jest w domu bo remont. a tu maszyna odmawia posłuszeństwa. i nie można nic przeszyć.
okazało się, że nasz stary łucznik na to do siebie, że czasami wariuje i się nic nie poradzi, samo musi mu przejść.
ale ja zostałam bez niczego. z niedokończonymi saszetkami, z bluzką do zwężenia, spodniami do skrócenia i pomysłową głową, bez możliwości realizacji wizji.
na pocieszenie wczoraj sobie zrobiłam mega deser w kolorach marine, oto on:


co do remontu to łazienka już jest prawie gotowa, nowe drzwi wejściowe już są, ale wymagają jeszcze progu. kuchnia będzie robiona, tzn. podłoga za kilka dni. później malowanie kuchni i moje królestwo. wymyśliłam, że trzeba coś tam zrobić, bo żółta tapeta przyprawia o zawrót głowy. no i kanapa by się przydała. więc zadeklarowałam, że sama położę tapetę, bo równanie wielkopłytowych ścian byłoby zbyt wielkim wyzwaniem. no i tapeta będzie z włókna szklanego, bo to do malowania jest. wszystko, no prawie wszystko już wiem jak i co. doszkalam się. wiec jakoś w połowie sierpnia oczekujcie relacji z prac budowlanych. 
a tu przygotowuję lawendę do plecienia wrzeciona, ale jakoś nie jest największej urody, więc efektu końcowego nie pokażę.


pozdrawiam Was deszczowo, bo od wczesnego ranka pada a nawet leje we Wrocławiu. choć teraz słonko wygląda. a ja się dalej dokształcam budowlanie. 
dobrego dnia!

1 komentarz:

  1. ja sie nie moge doczekac wlasnej kuchni i tego jak bedzie wygladac, wszystko mam juz w glowie i czekam ;D także Tobie zazdroszczę :) i zyczę powodzenia

    asiao

    OdpowiedzUsuń