niedziela, 24 lutego 2013

chińskie zaległości

w grudniu (czyli łohohoh dawno temu) z Chin, po kilkumiesięcznej wyprawie, wróciła moja przyjaciółka. przywiozła kilka dziwnych acz pięknych darów dla mnie (mam nadzieję, że niczego nie pominęłam):


no to zaczynamy od pieczątki. chińska dziewczynka z panem (kotem? - tak mi się wydaje po odbicu jej na papierze). a wypróbowałam ją dopiero dziś, wstyd się przyznać.


biżuteria! głównie tybetańska (to ta kolorowa - czyli kolczyki i naszyjnik), oraz ręcznie strugana wykałaczka do włosów (moje są jeszcze zbyt krótkie na takie wymysły) no i pierścień z ...czymś (a dostałam go, bo jest dziwny, a ja też jestem dziwna więc będzie do mnie pasować ;)


pytanie zagadka - co to jest?


podpowiedź - to nie jest ptasie gniazdo!

to jest herbata, ale nie taka zwyczajna. jest to herbata fermentująca, nie pytajcie mnie na czym to polega, w każdym razie ona cały czas fermentuje i z czasem jest lepsza. zdrapuje się ją wtedy, pierwsze parzenie wylewamy, dopiero kolejne pijemy.
miałam okazję już taką pić w instytucie Konfucjusza w Krakowie (TU była relacja z pobytu w grodzie Kraka).

bardzo dziękuję mojej Maj za prezenciki.

i przepraszam za nieobecność, mam nadzieje, że z wiosną wena wróci.
ściskam w słoneczną niedzielę