piątek, 26 sierpnia 2011

kartki i pożegnanie

obiecałam kartki, które robię na jutrzejszy ślub, bardzo młodej osóbki. oto one; nadal nie mogę się zdecydować którą wręczyć. kartki są w formie kopert na pieniążki i luźną karteczkę z życzeniami:

oto wersja numer 1, w stylu takim bym powiedziała - glamour:


wersja numer 2, taka trochę romantyczna:


i dwie razem:


zdecydować się nie mogę, może wezmę dwie, a jak zobaczę pannę młodą w całej okazałości to zdecyduję ;)


w tytule pisałam o pożegnaniu, mianowicie wyjeżdżam jutro na wesele, co potrwa oczywiście dwa dni. a w poniedziałek wybieram się na lekko ponad tydzień w Tatry. dokładnie pod Zakopane, do Białego Dunajca, na coroczny obóz akademicki.
spędzę tam niezapomniane chwile, jak co roku, przywiozę wiele zdjęć, nowych znajomości, inspiracji i obolałe kolano po górskich wycieczkach.
mam kilka priorytetów zakupowych, prócz oscypków i bunca myślę jeszcze o czymś drewnianym i jakichś tkaninkach, na które zerkam idąc na Krupówki przez 2 lata.
będę miała niezłe zaległości blogowe, ale postaram się je nadrobić. w każdym razie, to będzie mój urlop tegoroczny, urlop od remontu..ufff... już się cieszę.

na sam koniec, coś o spełnianiu marzeń.
mianowicie ostatnio spełniło się jedno z nich, jest pachnące i piękne. zakochałam się w zapachu Allure od mojej pierwszej wizyty w Paryżu, jako podlotka jeszcze. i marzyłam, że kiedyś jak będę dorosła sobie kupię takie perfumy. a tu niespodzianka i są:


dziękuję za nie.

życzę Wam udanego dnia, znów upalnego we Wrocloviu. i życzę sobie dobrej pogody w Tatrach i wielu natchnień, Wam i mi oczywiście.



czwartek, 25 sierpnia 2011

obiecanki

jak pisałam we wcześniejszym poście, w weekend byłam w Bolesławcu, na święcie ceramiki. to już drugi raz - chyba stanie się to tradycją. 
byłam jednak trochę niepocieszona, bo się okazało, w dzień wyjazdu, że równolegle jest organizowany jarmark tkaczy śląskich... trochę daleko było z Bolesławca do Chełmska Śląskiego, ale w przyszłym roku lepiej zaplanuję rozjazdy po festiwalach.

kiedyś nie pałałam zbytnią miłością do tych niebieskich kubeczków w białe kółeczka, lecz człowiek jest zmienny i zakochałam się w nich! 
postanowiłam mieć całą kolekcję, od korali po zestaw środka stołu. więc już jest kilka miseczek, czajniczek, kubeczki, talerzyki... przez te 2 lata się nazbierało. 
myślałam o tym, by kupować wszystko w jednym wzorze, w takim tradycyjnym bolesławieckim... ale teraz tyle jest pięknych zdobień - więc każdy przedmiot zakupiony tam jest z innej kolekcji. dość! przejdźmy do zdjęć ;).

w tym roku z rynku został ustawiony najdłuższy stół z zastawą porcelanową, naprawdę był dłuugii:


w mojej ulubionej wytwórni ceramiki, nieopodal zjazdu z autostrady, tak jak w poprzednim roku był ogródek ceramiczny, gdzie można było po podglądać różnych artystów:


również ja zostałam namówiona na twórczość ceramiczną, efektów może nie pokażę, bo to był mój debiut, ale oto dowód skupienia nad paterą:


miło było, ale się skończyło. jednak pozostały naczynia i mój nowy kubek, choć raczej przypomina kubeł... mieści się w nim dużo herbaty w każdym razie. pewnie gdzieś pojawi się w postach, ale to później.

dziś jestem zajęta robieniem kartki na ślub, na który wybieram się w weekend. nie mogłam się zdecydować na styl, więc zrobiłam dwie kopertówki. ale o tym może jutro.

miłego, upalnego (przynajmniej we Wrocławiu) popołudnia

p.s. złożyłam dziś moją pracę dyplomową do dziekanatu... teraz czekam na obronę (rękami i nogami oczywiście)





poniedziałek, 22 sierpnia 2011

zalegający Berlin

kiedyś przeglądając blogi, natknęłam się na pewien post, mianowicie TU. zainspirowało mnie to, do weekendowej podróży do Berlina. z Wrocławia, nie jest bardzo daleko, tak z 4 godzinki jazdy autem. ale warto. takim więc sposobem, po raz pierwszy odwiedziłam stolicę Niemiec. 

od jakiegoś czasu, zwiedzając nowe miejsca, staram się je poznawać od zwykłej, ludzkiej, codziennej strony. oczywiście nie omijam szerokim łukiem sztampowych zabytków, bo warto je zobaczyć, ale poszlajać się po mniej znanych dzielnicach jest bardzo miło.
tak więc moje pierwsze kroki stawiałam w poszukiwaniu targu w dzielnicy Prenzlauer Berg. 

oto kilka zdjęć z wizyty na bardzo ekologicznym, bardzo handmejdowym i bardzo kwieciśtym, pachnącym pomarańczami targu. zachwycałam się ilością kwiatów a przede wszystkim hortensji, jak niedawno odkryłam pięknie trzymają się w wazonie. a tam... ach te kwiatowe kule:


a tu miły pan, idealnie wpisujący się w klimat targu. miał stoisko z oprawianymi w skórę notesami, piękne:


zwiedzanie dzielnicy nie skończyło się na targu, wszystkie sklepy otaczające to niesamowite miejsce. wszystkie witryny były prześliczne, oczu nie można było od nich oderwać:



buszując po okolicznych sklepikach trafiłam do raju. oczywiście jak to raj, wszystko piękne, kolorowe, wszystko chciało by się ze sobą zabrać. mianowicie raj był sklepem z tkaninami, guzikami, wstążeczkami... aż się rozpływam jak o tym piszę... ale ceny, hmmm... szkoda że były w euro. więc zostały mi tylko zdjęcia z raju:



myślę, że jeszcze wybiorę się do Berlina, zaopatrzę się w ojro i jeszcze raz odwiedzę sklep i może coś z niego wyniosę ;) no i oczywiście nie raz wrócę do tętniącej artystycznym życiem dzielnicy.

Berlin sam w sobie kojarzy się z murem, z bramą i z paradą miłości, miałam okazję, wędrując głównymi altariami stolicy natrafić na... na pewnego rodzaju paradę. mój niemiecki okazał się gorszy niż myślałam, ale z tego co zrozumiała, to to zbiorowisko miało wiele postulatów, od anty seksistowskich po proekologiczne. myślę, że pierwsze zdjęcie jakie zrobiłam odda w całości atmosferę tam panującą:


wracając do zwiedzania mniej znanych dzielnic oto zdjęcie pani turystki, z śliczną lnianą torbą. jakby ktoś nie poznał, to ja:


dziękuję Wam za wytrwałość w oglądaniu zdjęć, trochę ich było. ale ja się tak cieszyłam, że wyjadę gdzieś, bo remont mnie męczy strasznie, niby już prawie koniec, a jeszcze nie. musiałam się podzielić przynajmniej kropelką z morza berlińskich doznań.

wszystkie Was zapraszam do stolicy Niemiec, sama miałam inne wyobrażenia dotyczące Berlina, zostałam mile zaskoczona. śliczne miasto, tylko gdyby nie ten język... . Ale serdecznie polecam weekendowy wyjazd i szukanie nieznanych miejsc w każdym mieście.

już niedługo trochę ceramicznie będzie. jestem po wczorajszym powrocie ze Święta Ceramiki w Bolesławcu, wiec są nowe nabytki i dużo wrażeń.

miłego, wreszcie letniego, dnia !

wtorek, 16 sierpnia 2011

przedsmak

o tym jak minął mi weekend.
i o tym jak szalałam po 2 targach dziennie.
i o tym jak trafiłam do raju szyciowych kobiet.
będzie później.


wtorek, 9 sierpnia 2011

uwaga! post wnętrzarski

nie było mnie tu dawno, to znaczy byłam, jestem na bieżąco z Waszymi blogami. ale zajmuję się teraz wnętrzami, a dokładniej pokojem. pisałam o tym wcześniej... ciągnie się za mną ten remont, już mam dość. najlepiej żebym mogła wyjść i wrócić dopiero po tym jak się skończy.
oto kilka fotorelacji z tych mozolnych remontowych robót:



pierwsze to zaraz po zdarciu tapety, paskudnej żółto-niebieskiej, która miała w założeniu mnie motywować do nauki. a kolejne to już po położeniu nowej, z włókna szklanego. nie mogłam znaleźć jakiejś normalnej tapety, więc pomyślałam, że ta będzie najlepsza - bo można ją malować. po prawej jest próba koloru. w rezultacie wyszło o wiele jaśniej. czeka mnie położenie jeszcze 2 warstw farby na ściany.
a dlaczego tapeta? ściany w starym budownictwie wielkopłytowym są strasznie nierówne. a położenie tynków mineralnych wiązałoby się ze strasznym kipiszem w całym mieszkaniu, no i sama nie dałabym rady.
a tu zdjęcie kobiety pracującej...


jestem ciekawa w jakich strojach Wy wykonujecie brudzące prace? ja znalazłam stare bojówki i jakiś t-shirt, było mi bardzo wygodnie, a wyglądałam... hmmm tak jak malarka ;)
na sam koniec wnętrzarskiego posta, coś handmade, ale zrobione moimi zachlapanymi farbą rączkami. oto матрёшка. śliczna broszka. służy mi jako ozdoba do żakieciku i innych ciuchów.


a zdjęcie wykonane w stylistyce budowlanej, choć tego nie widać, to żakiet wisi na drabinie w malowanym pokoju.

miłego dnia życzę.
i niech przestanie wiać we Wrocławiu!